Zaczynam się łapać na tym, że od dłuższego czasu przestaję rozumieć to co dzieje się w świecie muzyki poważnej i klasycznej. Właściwie stan mojego braku rozumienia trwa mniej więcej od początku XXI wieku. Coraz częściej mam wrażenie, że mam do czynienia z wyścigiem szczurów formuły jeden. I nie chodzi mi tutaj o konkursy, festiwale, które od setki co najmniej lat są jednym z fundamentalnych elementów świata muzyki poważnej.
Coraz częściej w dziedzinie muzyki poważnej mamy do czynienia z manipulacją. Media społecznościowe, internet, który zawładnął duszami ludzi na całym świecie, ma coraz większy wpływ na nasze zachowania, nawyki, postępowanie, upodobania. Czy to dobrze, czy źle?
Dobrze, bo możemy w łatwy sposób uzyskać szybki dostęp do informacji o ulubionej muzyce, informację o nowościach, nowych trendach. Media społecznościowe mają jednak własne cele, które realizuje, czy tego chcemy, czy nie.
Mają wpływ na to czego słuchamy. A słuchamy już nie tylko w salach koncertowych, czy w radio. Świat wirtualny, postęp techniczny spowodował, że muzyka przeniosła się na platformy streamingowe. Media internetowe mają też wpływ na to co kupujemy. Lansują kompozytorów, muzyków, wydawnictwa muzyczne, często próbując nam udowodnić, wmówić, że współcześni wykonawcy przewyższają tych sprzed, np., 50 lat. Powstają wydawnictwa, studia nagrań jak grzyby po deszczu. Powszechny dostęp do internetu, jego siła oddziaływania, możliwość reklamowania się na wszelkiego rodzaju platformach powoduje, że zachłyśnięci produkcją niszowego wydawnictwa głosimy jego wyższość nad wydawnictwami, których doświadczenie ugruntowane jest niejednokrotnie 50 a nawet 100 letnim istnieniem na rynku muzycznym.
Nie przeczę, że małe, niszowe czy istniejące 5 czy 10 lat wydawnictwa nie mogą pochwalić się ciekawymi pozycjami wydawniczymi. Owszem mają często ciekawą ofertę, stawiają na młodych wykonawców, lansując ich w sposób godny Rejtana. Zapominają przy tym często o wykonawcach o bogatym dorobku, będących często wzorem dla kolejnych wykonawczych pokoleń.
Melomani, miłośnicy muzyki poważnej z pokolenia „Z” zazwyczaj nie mają wiedzy o mistrzach batuty, muzykach-wirtuozach, orkiestrach, choćby z początków XX wieku. Nie posiadają wiedzy na temat teorii muzyki, nie uczęszczają na koncerty a wszelkie informacje w tym zakresie wynoszą z Wikipedii a nie ze źródeł wiarygodnych, jakimi jeszcze w ubiegłym stuleciu były książki, recenzje krytyków muzycznych, programy prowadzone przez muzykologów w radio i telewizji. Ilu młodych miłośników, czy choćby wychowanków szkół muzycznych różnego szczebla uczęszcza regularnie na koncerty, słucha muzyki poważnej emitowanej – jeszcze w wersji analogowej, bezpośrednio z nośników winylowych czy CD – przez Polskie Radio Program II? Zapewne niezbyt wielu.
O zjawisku degradacji polskiego szkolnictwa muzycznego pisał już w latach 60 ubiegłego stulecia, w swoich licznych felietonach niezapomniany Jerzy Waldorff. Nie wspominam już o wyprowadzeniu w tamtych latach z programów nauczania muzyki i pod koniec lat 90 XX wieku ze szkół szczebla podstawowego.
Zapytani melomani zapewne nie mieliby bladego pojęcia kim był, na przykład Zdzisław Birnbaum. A był w latach 1911 – 1921 pierwszym kapelmistrzem Filharmonii Warszawskiej. Krytyka nazywała go „dyrygentem-czarodziejem”. Tenże jeździł po Europie i święcił triumfy, był przyjmowany gromkimi oklaskami w największych salach koncertowych Europy. Kto go dziś pamięta? Nikt, poza niewielką garstką specjalistów, historyków muzyki. Ci, którzy go wychwalali nie żyją. Współcześni chwalą innych. Czy lepszych, zdolniejszych?
Czy wiadomo młodym melomanom lub tym, którzy zachłysnęli się muzą poważną u schyłku ubiegłego i na początku obecnego wieku kto kształcił takich polskich dyrygentów jak Bohdan Wodiczko, Jan Krenz, Henryk Czyż, Stefan Stuligrosz. Zapewne nie jest im to wiadome. Ba, nie wiedzą nawet zbyt wiele o ile wogóle o dorobku wyżej wspomnianych. Tym czasem wierni i leciwi wiekowo melomani doskonale znają postać prof. Waleriana Bierdiajewa.
To tylko wąski wycinek wiedzy jaką w moim przekonaniu powinien posiadać miłośnik muzyki poważnej, zanim zachwyci się dorobkiem współczesnych mistrzów batuty, orkiestr i solistów.
Tymczasem trwają wyścigi formuły klasycznej. Kto kogo i gdzie przebije popularnością, głównie w mediach internetowych, na streamingu, kto jest technicznie bardziej biegły, lepszy, bo nagrał więcej płyt, ma więcej fanów, itd.
Views: 43
NAJNOWSZE KOMENTARZE