Jakiś czas temu miałem okazję słuchać muzyki za pomocą przewodów głośnikowych Van den Hul The Wind (pierwsza wersja z czarną izolacją).
Początkowo, po podłączeniu przewodów miałem wrażenie, że są one dość ciemne, mało rozdzielcze, wolne, nie oferujące wiele w odsłuchu. Brzmienie było dość gęste, kleiste. Na tym mógłbym poprzestać po kilkudziesięciu minutach, godzinie, dwóch słuchania.
Ale nauczony doświadczeniem, zdaję sobie sprawę, że w początkowej fazie odsłuchów sprzęt może zachowywać się różnie. Zostawiłem więc Van den Hule włączone w system dłuższy czas. Kilka dni. Robiłem w tym czasie krótsze i dłuższe odsłuchy, bo przypomniało mi się jak o mały włos odsprzedałbym kiedyś, zaraz po zakupie, swoje obecne interkonekty Sablon Audio Panatela, ponieważ zagrały dość przeciętnie po włączeniu. I wcale nie wystarczyło im kilka godzin na otwarcie się, choć były to przewody już dobrze wygrzane.
Wpiąłem też kilka razy, dla przypomnienia sobie dźwięku, głośnikowe Auditorium 23.
W tym czasie dźwięk Wind’ów ewoluował, a ja dokładnie zdążyłem przysłuchać się tej prezentacji.
Tu nie ma mowy o żadnym przymuleniu itp. Tempo jest właściwe. Ale czym może być nieraz spowodowane odczucie jego spowolnienia?
Pewnie brakiem nerwowości w przekazie. Może to powodować gładkość prezentacji, duża ilość ciemnego tła pomiędzy instrumentami, głosami. Dźwięk jest podany raczej miękko, wysokie tony są odrobinę zaokrąglone, ale dźwięczne. Wystarczająco, by nie poczuć niedosytu brzmienia instrumentów z tego zakresu. Choć oczywiście rozumiem każdego, kto chciałby aby wszelkie dzwoneczki, talerze, trójkąty wybrzmiewały bardziej wyraziście a trąbki, czy inne instrumenty dęte blaszane, były nieco „agresywniejsze”. Jak dla mnie średnica oraz wysokie są dostatecznie rozdzielcze, by nic w dźwięku nie zgubić. Van den Hul The Wind mają zaokrąglone, mocne niskie tony. Ale dobrze artykułowane. Schodzą głęboko i mają dobrą rytmikę. Niektóre droższe przewody wcale nie pokazują więcej w niskich rejestrach.
Scena, jeśli chodzi o szerokość i głębokość posiada bardzo dobre rozmiary. Minimalnie tylko ustępuje tej z Auditorium 23.
Wbrew pozorom jest tu sporo powietrza. Z tym, że jest to powietrze rozgrzane, gęste, aromatyczne. Van den Hul’e na pewno mają charakterystyczny klimat sprzyjający długiemu słuchaniu muzyki. Po ich podłączeniu do zestawu można długo, bez uczucia zmęczenia, delektować się ulubionymi nagraniami. Dźwięk jest substancjonalny, soczysty, pełny.
Skąd się mogą brać nie zawsze przychylne opinie odbioru tych przewodów? Pewnie jak zwykle z kilku powodów.
Mogą to być po prostu preferencje dźwiękowe, brzmieniowe. Ktoś lubiący przekaz bardziej ostry, jaśniejszy, błyszczący może nie docenić tych przewodów, mogą mu się one po prostu nie spodobać. Szczególnie w niezbyt długim odsłuchu mogą przepaść, ponieważ dość niespiesznie się rozgrzewają i początkowo, o czym pisałem powyżej, grają nieco inaczej.
Drugą możliwością jest niedopasowanie do zestawu. Być może rzeczywiście te przewody lubią lampy w torze.
U mnie miały je we wzmacniaczu i odtwarzaczu. Niestety nie dysponowałem w tym momencie dobrym wzmacniaczem tranzystorowym, by sprawdzić jak się zachowają w połączeniu z nim.
Trzecią możliwością może być słabość jednego z elementów w torze odsłuchowym i po prostu przewody VdH to uwidocznią.
Z racji swojego charakteru nie „forsują” dźwięku, nie pomagają pokazać czegoś, czego nie ma w dźwięku danego zestawu, albo jednego z jego elementów. Jeśli coś jest przygaszone, czy nieczytelne, tak zostanie przedstawione.
Czwartą możliwością może być niedostateczne wygrzanie albo rozgrzanie tych przewodów. One wymagają dość długiej obecności w torze. Podczas szybkiego odsłuchu można ich nie docenić, nie usłyszeć jak naprawdę grają, ponieważ… jeszcze właściwie nie grają. Trzeba dać im czas. Sporo czasu. U mnie z każdą godziną grały lepiej, ciekawiej, szlachetniej, swobodniej. Pochłaniają też więcej energii ze wzmacniacza niż inne przewody. W swoim zestawie słucham zazwyczaj na „godzinie dziesiątej”. Tu musiałem gałkę potencjometru odkręcić na „jedenastą”.
Przewody Van den Hul The Wind nie są łatwe do jednoznacznego opisania ani oceny. Wymagają sporego doświadczenia, odpowiedniej metodologii odsłuchu. Ale z pewnością są dobre, wartościowe i muzykalne.
Warte swojej ceny. Lecz muszą być dobrze dobrane do całego zestawu. System z kolei powinien być dopracowany, nie mieć wyraźnie słabego elementu.
Paradoksalnie wyobrażam sobie, że te przewody mogą się sprawdzić w całkiem niedrogim zestawie, który gra zbyt ostro, sucho, nerwowo, jaskrawo. Tonizując takie zapędy. Mogą też nieznacznie dociążyć, nasycić niskie tony. Te, jak pisałem, mają dobrą artykulację.
Odsłuchy odbyły się z udziałem następujących kolumn i komponentów.
Odtwarzacz Ayon CD-07 (wymienione lampy , bezpieczniki, przewód zasilający Oyaide Tunami GPXe). Interkonekty Sablon Audio Panatela. Wzmacniacz Leben CS-300XS (wymienione lampy, bezpiecznik, przewód zasilający Furutech FP-314AG II z rodowanymi wtykami). Przewody głośnikowe Van den Hul The Wind i Auditorium 23. Kolumny Sonus faber Electa Amator 1. Standy regulowane Sonus faber, model Iron (Ironwood). Filtr zasilający Shunyata Research Hydra Model 2 z przewodem sieciowym Shunyata Research Venom.
Tekst: Jarosław Turalski
Zdjęcia: Michał Adamczyk
Views: 188
NAJNOWSZE KOMENTARZE