Był rok 1966, może 1967, jeden z kolegów, Leszek przyniósł do klasy, na lekcję śpiewu płytę The Rolling Stones. Tak nawiasem mówiąc Leszek mieszkał na ul. Brzeskiej i miał jakieś powiązania z krajami zza żelaznej kurtyny, bo w jaki inny sposób mógłby zdobyć w tamtym okresie tego winyla.

Wychowawczyni naszej klasy p. Tomaszewska skwapliwie zgodziła się, aby zamiast dzieł Chopina, Bacha, czy Beethovena, przewidzianych w programie nauczania wrzucić na talerz klasowego gramofonu płytę The Rolling Stones „12 x 5”. Potem były kolejne, choćby „Between The Buttons”.

No i zaczęło się …

Zaczęło się już wcześniej, nie w mojej klasie, w szkole podstawowej, przy ul. Kawęczyńskiej w Warszawie.

Polski wątek.

Historia polskiej muzyki, jak ją wówczas nazywano mocnym uderzeniem, czy big bitem

(big-beat) była ściśle związana z pop-rockiem, czyli muzyką graną na tzw. „zachodzie”, czyli za „żelazną kurtyną”.

W kulturze anglojęzycznej Big beat oznaczał nie gatunek muzyczny, ale jego cechę, tj. pulsację. Zwrot big beat pojawia się w kulturze muzycznej około 1953 r. Wtedy, to puzonista i lider big bandu Buddy Morrow zatytułował swój utwór Heap Big Beat (ukazał się na płycie The Big Beat) Zwrot, zlepek słów big beat pojawiała się później wielokrotnie, m.in. w piosence Fatsa Domino, która często jest uważana, jak o źródło tego terminu. W 1957 w telewizji American Broadcasting Company emitowano program The Big Beat prowadzony przez Alana Freeda.

Ówczesne władze komunistyczne naszego kraju nie sprzeciwiały się rozwojowi tej muzyki.

Zespoły grające big bit, zresztą podobnie, jak muzycy grający jazz. otrzymały milczące przyzwolenie na produkowanie się na estradach, w Polskim Radio.

Jednak nie zgodziły się na wprowadzenie do publicznego obiegu określania muzyka rockandrollowa, które związane było zbyt silnie powiązane z kulturą zachodnią. Stąd też Franciszek Walicki zapożyczył z języka angielskiego wprowadził do słownika muzycznego pojęcie „big-beat”. Choć Walicki uważał, że big beat za synonim rock and rolla, to mimo tego wiele zespołów uprawiających muzykę popularną, czy inaczej pop takich, jak Czerwone Gitary czy Skaldowie siłą rzeczy zaliczone zostały do tego nurtu. A w konsekwencji do nurtu big beat zaliczono niemal z automatu całą muzykę młodzieżową lat 60 XX wieku.

Aby uchronić muzykę młodzieżową przed atakami mniej oświeconych (nie powiem, że tępych) działaczy partyjnych lansowano jej swojskość i związki z polską muzyką ludową. Zawarta w tym była jednocześnie krytyka zachodniej muzyki i zachodnich wzorców muzycznych. Władze partyjne wprowadziły wówczas dosyć nośne hasło: „Polska młodzież śpiewa polskie piosenki”, które lansowały niektóre ówczesne kapele big beatowe.

Komuniści szczególnie promowali muzykę wojskową (piosenki żołnierskie, partyzanckie lub własne kompozycje w tym klimacie) wykonywaną przez zespoły młodzieżowe, czego wyrazem były liczne festiwale, czy koncerty poświęcone tego typu muzyce.

Ewenementem lat 60 było dopuszczenie do tzw. publicznego obiegu muzyki o treści religijnej, Mszy beatowej „Pan przyjacielem moim” skomponowanej przez Katarzynę Gärtner.

Polskie Radio w tamtym okresie, czyli w latach 50 i końcówce tej dekady emitowało, głównie muzykę ludową (znaną przedwojenną kapelę Feliksa Dzierżanowskiego) lub muzykę w wykonaniu kapel podwórkowych, ulicznych. 

Powstanie Programu Trzeciego Polskiego Radio w 1962 roku otworzyło szansę na wypłynięcie polskiej muzyki rockandrollowej na szersze wody.

Jak widać wentyl bezpieczeństwa działał. A komuniści umiejętnie korzystali z tego mechanizmu.

 

Marek Zenon R.

Views: 0