Jeśli jesteś na moim blogu i to czytasz to pozwól, że zinterpretuję Ci tematykę jaką będę poruszał oraz wytłumaczę znaczenie zdjęcia głównego, które nie zostało wykonane tylko po to, aby zamieścić kolejny – i tu bardzo modne ostatnie słowo – chwalipost, ale po to, aby zdjęcie w pełni odzwierciedlało tematykę jaką chcę przekazać. Zajęło mi to sporo czasu, ale w końcu jest…
Tak, jak książka ma okładkę, która przyciąga uwagę, czekoladki opakowanie, które sprawią, że pierwsza/y po nie sięgniesz, tak zdjęcie na tym blogu, które wyjaśni Ci „o co kaman”?
Patrząc na baner bloga na pierwszy rzut oka bez wątpienia swoją obecność zaznacza kolorowa, dość unikatowa płyta. Pokazałem to zdjęcie 5 osobom i tylko jedna od razu wskazała pewną nieprawidłowość. Kolejne osoby owszem również odgadły, ale musiałem dodać zdanie pomocnicze, mówiąc, że coś na tym zdjęciu jest nie tak. Wtedy prawidłowa odpowiedź przyszła szybko, ale nadal z pozostałych osób – dwie nie mogły się dopatrzeć.
Nie wiem na którym etapie Ty się znalazłaś/eś, ale oczywiście są podmienione etykiety/labele. Obraz lustrzany to obraz odwrócony, więc w lustrze powinniśmy mieć odbicie odwrócone, a widzimy wyraźny napis „Pronit”.
Nie uważam się za specjalistę w dziedzinie czarnych krążków, nie posiadam pamięci do danych statystycznych, numerów katalogowych, ilości tłoczeń, kto królował na pierwszym miejscu listy przebojów „Polskiego Radia”, kto wygrywał w Sopocie lub Opolu, ale kolekcjonerstwo, zbieranie, słuchanie, porównywanie płyt nauczyło mnie sporo i dało mi możliwość ogromnej wiedzy, którą zgłębiam do dzisiaj i dzisiaj na kulturę winylową patrzę z innej strony. Nie, że z „Tej” lepszej – bo nie ma tu lepszych i gorszych – ale też z „Tej” bardzo wyraźnej, która dużo wniesie, dużo powie. To patrzenie na kulturę muzyczną od innej strony. To zgłębianie wiedzy opatrzonej metką „Pronit” od strony Mieszkańca, który tłocznię miał tuż za oknem. Moja unikatowa kolekcja pozwoliła mi spojrzeć na płyty winylowe w inny sposób. Nie tylko przez pryzmat muzyczny, ale przede wszystkim historyczny. Takie kolekcjonerstwo z historią w tle. Postaram się Ci wszystko opowiedzieć będąc po drugiej stronie lustra. Nie musisz iść tam ze mną, ale po prostu bądź i słuchaj co mam do powiedzenia. Nie cierpię jak w środowisku winylowym ktoś zaraz mówi, „a Ty to Ziomek z Pionek jesteś” to masz dostęp do wszystkich płyt… informacji… wszystkiego…
Co nie jest oczywiście racją. Muzyka była od zawsze, ale do ich kolekcjonowania musiało upłynąć większość mojego żywota, aby do tego procederu dojrzeć. Większość płyt kupiłem od osób, które nie mieszkały w Pionkach i niewiele z tym miastem miały wspólnego. Moje podboje winylowe oparły się o takie wydatki, że w garażu mogłoby zagościć całkiem niezłe, średniej klasy auto. Mój budżet zawsze cierpiał. Czas jaki niejednokrotnie poświęcałem na kończące się w nocy aukcje teraz owocuje, a zamiast książek rozrywkowych, które miały umilać mi chwile znalazły się lektury z hasłami kluczowymi „Pronit” lub „Państwowa Wytwórnia Prochu”. Na szczęście dzisiaj już tak robić nie muszę. Nabrałem dystansu, ale pasja mimo mniejszego impetu i nakładu trwa nadal. I oto właśnie chodzi.
Teraz już wiesz o co mi chodzi? Zapraszam na tą drugą stronę…
Foto źródło: Archiwum prywatne
Łukasz
Views: 16
NAJNOWSZE KOMENTARZE