Moi najbliżsi znajomi, przyjaciele, o rodzinie nie wspominam wiedzą, ile lat siedzę w audio.
Powiem tak. Na początku byłem jedynie melomanem, bo muzyki słuchałem w salach Filharmonii lub na koncertach, w teatrach. To wtedy wyrobiłem w sobie wrażliwość na dźwięk i typową dla melomana umiejętność słuchania muzyki.
Potrafiłem odróżnić, czy Józek zagrał dziś partię solową na skrzypcach Stradivariusa, czy też na skrzypcach Höfner’a.
Godzinami potrafiliśmy z kolegą – cholera czy jeszcze żyje? – rozklepywać partie big bandu Glena Millera i śmiać się, że grający jego utwory Big Band Leningradzki (to było za czasów komuny, dzieci typu reduktory nie pamiętają tych czasów) gra jakby to grała orkiestra strażacka z Wąchocka.
Do lepszego sprzętu audio we wczesnych latach 70 mieliśmy w kolegami ograniczony dostęp. Wiadomo dlaczego. Jednak dzięki rodzicom paru kolegów (uciekli przed komuną do Stanów i Niemiec Zachodnich – Józiu a wiesz co to Niemcy Zachodnie?), mieliśmy dostęp do komponentów, sprzętu i płyt z za żelaznej kurtyny. Głównie do sprzętu używanego.
Jako brać kształcąca się w elektronice grzebaliśmy w bebechach, modernizowaliśmy, głównie magnetofony szpulowe, budowaliśmy własne układy elektoniczne, zasilacze, urządzenia typu wzmacniacze, itd. Już wówczas przekonaliśmy się, że wymiana kondensatorów, przewodów wewnątrz urządzenia, czy też przewodów zasilających o przewodach innych (głośnikowe, itd.) nie wspominając przynosi zmiany w dźwięku.
Nie dzieliliśmy się tymi informacjami z nikim, bo niby z kim mieliśmy się wówczas dzielić. Nie mieliśmy pod ręką You Tuba, jak pewien spec.
Gdzie mielibyśmy o tym zatem pisać. Nie było sieci globalnej, czyli tzw. Internetu. Nawet gdyby w tym czasie był kiblowaliśmy za żelazną kurtyną. Zresztą audiofilów w kraju była wówczas garstka, głównie melomani, ludzie „wykształceni” na bezpośrednim obcowaniu z muzyką. Którzy słuchali muzyki z gramofonów produkowanych przed wojną lub z tzw. szlifierek, czyli popularnych gramofonów (o wszelkiej maści Bambinach, G53, czy już lepszym G56, czy też Unitra Fonica nie wspominam). Aż dziw bierze, że w kraju, w którym przed wojną było tyle fabryk gramofonów i to świetnych gramofonów nie potrafiono dorobić się na tym polu sprzętu wyższej klasy niż gramofony popularne, dla tak zwanych mas.
Choć trafiały się też w latach 40, tuż po wojnie pierwsze jaskółki. Niestety trzeba było produkować dla mas, więc produkowano na potęgę wspomniane wyżej. Pierwsze gramofony hi-fi zaczęto praktycznie w Polsce produkować po 1970 roku.
Przepraszam za dygresję.
Napiszę teraz krótko. Z koniem kopać się nie będę. Wiem co słyszałem, jak miałem 15 lat i więcej. Wychowano mnie w czasach, gdy w „zwykłej” szkole były lekcje muzyki i nauczyciele z prawdziwego zdarzenia, wrażliwi na muzykę. Zawsze słyszałem zmiany jakie w torze audio, w dźwięku przynosi wymiana użytych komponentów, czyli kondziołków – żałosny żargon, przewodów wewnątrz elektroniki, czy choćby przewodów w zwrotnicach kolumn głośnikowych oraz tzw. zewnętrznych przewodów, czyli interkonektów. Zawsze wiedziałem, że jak np. firma Thorens montuje w swoich gramofonach interkonekt na „sztywno”, to nie dzieje się to przypadkowo, tylko jest to zamysł nie tylko inżyniera, ale też człowieka o pewnej wrażliwości, który słyszy i wie w jakim kierunku podążać, aby osiągnąć cel, jakim jest finalnie uzyskanie tego najlepszego dźwięku.
Może zabrzmieć paradoksalnie, to co teraz napiszę.
Właśnie dzięki temu, że słyszę, nie wydaję kupę kasy na drogie przewody. Producenci sprzętu i komponentów hi-fi i hi-end bazują na naszych ułomnościach. Nie przeczę, że drogie przewody, czy komponenty są złe, czy też mają mały wpływ na dźwięk. Oczywiście mają. Za tym idą lata pracy laboratoriów, lata pracy ludzi z wizją i wrażliwością muzyczną. Sprzętu, komponentów hi-fi, czy hi-end nie produkują – przepraszam za wyrażenie – prości inżynierkowie, serwisanci, ale właśnie ludzie o dużej wrażliwości, często melomani. Fakt, przy okazji zarabiają kokosy, często zawyżają ceny sprzętu i komponentów, bo taki przez ostatnie lata wykształcony został model funkcjonowania rynku audio.
Ja staram się w gąszczu tego wszystkiego, zresztą podobnie jak i inni świadomi Koledzy audiofile, czy raczej audioluby znaleźć te rodzynki (przewody, lampy, itd.), często dużo tańsze od wyrobów potentatów. Często jest to produkcja niszowa lub odkryte przypadkowo, polecone przez innych komponenty, które zmieniają wiele w dźwięku, mają pozytywny wpływ na całość muzycznego przekazu. Wielokrotnie jest to wpływ znaczny, ba rewolucyjny.
Właściwie, to mi obojętne, czy ktoś słyszy zmainy w dźwiku po wpięciu, np. innego interkonektu głośnikowego. Jego sprawa. Wolna wola. Każdy może sobie podłączyć do sprzętu słynny już przewodzik od lampki nocnej, aby sprawdzić, czy mu zagra tak samo, czy nie. Wnioski niech wyciąga sam i na miarę własnych doświadczeń.
Każdy może też słuchać winyli na gramofonie Babino lub kupić popularny gramofonik marketowy za tysiaka. Potem lansować tezę, że czarna płyta to badziew i że każda płyta trzeszczy. Na innym forum był taki mądrala, który mnie o tym przekonywał. No trzeszczy panie, bo kiedyś ktoś ją ostro przećwiczył na szrocie za pińcet złociszy z MM lub na gramofonie, w którym wkładki nie zmieniał przez 20 lat albo nacisk igły na płytę ustawił w okolicach 1 kilograma. Bywało tak, przed wieloma laty, że na headshell kładło się monetę, aby igła przebrnęła przez kolejną rysę na płycie – uszkodzony rowek.
Od dawna straciłem ochotę na przekonywanie kogokolwiek w dziedzinie audio. Stąd też często moja niechęć, aby cokolwiek i komukolwiek doradzać. Jeśli już to robię, to rzadko i tylko wówczas, gdy mam pewność lub nadzieję, że nie trafia to w próżnię, co niestety ma coraz częściej miejsce. I nie mam tu na myśli tego, że ktoś nie jest przekonany do zmiany przewodów, kolumn itd. Mam na myśli, to że niektórzy nie biorą poważnie tego o czym piszę.
Zaznaczam też, że piszę wyłącznie o sprzęcie, który znam, słuchałem, testowałem w swoim domu, domu znajomych lub w sali odsłuchowej.
Jeszcze raz powtórzę. Aby być świadomym audiofilem, audiolubem trzeba słuchać jak najwięcej muzyki na żywo, uwrażliwiać się na muzykę, wczuwać się w nią. Kolejną sprawą jest świadome budowanie swojego systemu.
To co napisałem, to moje podejście do zagadnienia i nie mam zamiaru do niego nikogo przekonywać.
Powtarzam nie mam zamiaru nic tu lansować.
*******************************************
Korci mnie, ech co tam. Dodam coś na koniec.
Fragment z bloga „Romantyzm”, dotyczący ballady Adam Mickiewicza pt. „Romantyczność”.
https://oromantyzmie.wordpress.com/2016/…lko-i-oko/
„ …Utwór kończy się słynną polemiką narratora utworu i starca. Uczony nie podziela zdania gawiedzi, nie wierzy w to, co mówi dziewczyna – jest przedstawicielem starego pokolenia, racjonalistą, głoszącym idee oświecenia. Jego atrybutami są „szkiełko i oko” – symbole wiedzy i nauki. Starzec wierzy tylko w to, co jest widzialne, a prostych ludzi traktuje z pogardą, jako gorzej wykształconych, wierzących w zabobony.
Narrator jednak wyznaje całkowicie odmienny światopogląd. „Czucie i wiara silniej mówi do mnie/ Niż mędrca szkiełko i oko” mówi. Wymienione tu czucie i wiara są dla niego, jak i innych romantyków dwoma podstawowymi sposobami poznawania świata. Narrator krytykuje starca za znajomość jedynie „prawd martwych” – wiedzy naukowej, dotyczącej rzeczy materialnych. Dla romantyków bowiem istotniejsze były „prawdy żywe” związane z uczuciami, doświadczeniami życiowymi czy wierzeniami ludowymi. Narrator zwraca się więc do niego słowami: „Miej serce i patrzaj w serce”, zachęcając go i nas wszystkich do kierowania się w życiu intuicją i uczuciami, nie tylko wiedzą książkową i racjonalnym myśleniem. …”
MZR.
Views: 274
NAJNOWSZE KOMENTARZE