Leben CS 300XS i modyfikacja Nautilus. Moje spostrzeżenia i wnioski.

Już od dawna krążyła mi po głowie myśl, że może warto by poddać mój ulubiony wzmacniacz Leben CS-300XS upgradeowi, aby poprawić pewne aspekty jego dźwięku, przenieść go na nieco wyższy poziom. Trochę się jednak obawiałem tych zmian, by coś poprawiając, nie stracić czegoś innego. Być może nawet ważniejszego dla mnie. Bo słyszałem niejednokrotnie o takich operacjach i nie zawsze przynosiły one zmiany na lepsze. Decyzję pomogła mi podjąć zdawałoby się banalna usterka, polegająca na tym, że potencjometr głośności przy próbach regulacji trzeszczał a nawet zaczął gubić dźwięk w lewym i prawym kanale. Wysłałem więc wzmacniacz do serwisu „Nautilus” z prośbą o usunięcie tej przypadłości a później zdecydowałem się na modyfikację. O samym procesie, sprawach technicznych, napiszę poniżej a zacznę może trochę nietypowo od tego jak wzmacniacz gra po modyfikacji. Samo urządzenie musiałem po tym procesie wygrzewać ponad 72 godziny, grając po cztery i wyłączając go na dwie godziny. Miało to spowodować dobre ułożenie się nowych komponentów.

Co do dźwięku, to zdecydowanie słychać zmiany na lepsze, choć początkowo trochę obawiałem się utraty tego słynnego „Leben soundu”. Ale na szczęście nic takiego się nie stało. Dźwięk zyskał tylko na jakości i całokształcie brzmienia.

Obecnie słychać dużo więcej z materiału zapisanego na każdej płycie. W żadnym wypadku nie ma natomiast wrażenia większej jasności, ofensywności, czy nachalności dźwięku. Po prostu zwiększyła się jego rozdzielczość, klasa, wybrzmienia. Zestaw pokazuje nam rzeczy, które dotąd były ledwie słyszalne albo nawet ukryte. Z przyjemnością słucham dobrze znanych płyt, bo ukazują mi się nowe smaczki i niuanse. To nie szkodzi muzykalności. Wręcz przeciwnie. Wzmacnia ją, ubogaca. Muzyka, dźwięk wydobywający się z kolumn, staje się jakby bardziej obecny, namacalny. Trudno to inaczej określić. Nie traci oczywiście nic ze zwiewności, napowietrzenia, przestrzenności. Ale dodatkowo zyskuje w tych dziedzinach. Słyszymy również większą plastyczność i trójwymiarowość. Zauważamy większą różnorodność brzmienia, nie ma tu pewnego ujednolicenia jak w tańszych urządzeniach, czy nawet w egzemplarzach niemodyfikowanych. Dźwięk stał się bardziej konkretny. Nie rozmyty, nie zamglony, ale podany solidnie, dobrze zdefiniowany. Co nie oznacza, że twardy, ostry, natarczywy itp. Nie, nie. O tym nie ma mowy. Po prostu wszystko brzmi prawdziwiej, bardziej realistycznie. Na przykład fortepian. Jeśli ma grać matowo, to tak gra i nie słyszy się szklistości jak w niektórych pseudo rozdzielczych zestawach, co to posiłkują się rozjaśnieniem i wyostrzeniem, by udawać rozdzielczość. Trąbka jak ma ukłuć w uszy metalicznym dźwiękiem, to ukłuje. Bo taki jest dźwięk trąbki. Czyli w mojej ocenie wzmacniacz zbliżył się tu bardziej do prawdziwego, realnego dźwięku żywych instrumentów.

Idąc od góry. Wysokie tony są jeszcze lepiej określone. Tak dobrych górnych rejestrów nigdy nie słyszałem u siebie w zestawie. Nawet z sieciówkami za kilkanaście tysięcy złotych i interkonektami w podobnej cenie. Dźwięk wysokich jest nie dość, że niezwykle rozdzielczy, to jeszcze bardzo gładki (nie jest to gładkość powstała z ujednolicenia, wręcz przeciwnie) na górze, przy tym są one bardzo dźwięczne, wielowarstwowe (sam nie wiem jak to inaczej określić – dźwięk jest rozbity na wiele składowych, co pokazuje barwę i złożoną strukturę wysokich tonów). Średnica jest mocna, soczysta, konkretna, pełna i jędrna. Słyszałem konstrukcje tranzystorowe grające w podobnym stylu, ale kosztowały majątek. Lampowe? Albo dużo droższe (na pewno nie za cenę wzmacniacza plus upgrade), albo jedynie taki dźwięk wydobywał się ze wzmacniaczy opartych na lampach typu 300B, na przykład. Choć oczywiście lampy tego typu są w wielu aspektach prezentacji średnicy niedoścignione. Chodzi tu także o intymność, bezpośredniość przekazu.

Niskie tony są zebrane, głęboko schodzące, jędrne, soczyste, szybkie, energetyczne i wielobarwne. Wiele wzmacniaczy tranzystorowych, nawet do kilkunastu tysięcy złotych nie miało tak dobrych. Choć znam i takie dysponujące lepszymi, nie przeczę. Ale to akurat we wzmacniaczach tranzystorowych łatwiej uzyskać niż w lampowych. Łatwiej tam o moc, twardość, autorytatywność, ale niekoniecznie taką wielobarwność i rytm, pulsację a nawet głębokość zejścia jak w Lebenie.

Poprawiła się też dynamika wzmacniacza. Zyskały na tym szczególnie wszelkie mikrowybrzmienia, tzw. plankton dźwiękowy.

Ktoś zapyta czy naprawdę tak wyraźnie słychać efekty modyfikacji. Jak najbardziej. Dźwięk jest piękny, dojrzały, angażujący i nie stracił nic ze swojego uroku. Zyskał natomiast w wielu płaszczyznach, choć to akurat złe określenie, bo nie pasuje do „holografii” dźwiękowej, którą obecnie wzmacniacz pokazuje. Dla jasności. Te zmiany nie są w skali makro jak wymiana urządzenia klasy podstawowej na takie choć ze „średniej półki”. Ale dla osłuchanego audioluba, znającego dźwięk i brzmienie swojego wzmacniacza, te zmiany są jak najbardziej czytelne i nie podlegające dyskusji. Słyszałem o reakcjach typu opad szczęki. Mnie może nie opadła (ponieważ spodziewałem się sporych zmian), ale dostałem małego napadu euforii. Zmiany są naprawdę mocno słyszalne.

Takie fakty, że wzmacniacz lampowy może świetnie zagrać, niestety starają się negować niektórzy „inżynierowie”, bo wyczytali, że wzmacniacze lampowe/lampy mają duże zniekształcenia i pracują nieliniowo. Tylko wygłaszając podobnego typu opinie zapominają o tym, że nad takimi projektami jak choćby Leben CS-300XS (i wszystkimi wersjami CS-300) pracują nie byle garażowi entuzjaści, co to wykuli pewne sprawy na pamięć i czerpią swoją wiedzę z internetu, oraz książek. Bo wybitne wzmacniacze lampowe jakim jest Leben, są dziełami takich geniuszy jak pan Taku Hyodo, w przeszłości pracujący dla Luxmana, który ponadto jest profesjonalnym muzykiem, gitarzystą. I tacy konstruktorzy doskonale wiedzą, jak należy zaaplikować lampy w urządzeniach, które projektują, by grały liniowo, naturalnie, autentycznie.

O upgrade Lebena 300F, plus jeszcze bezpiecznik Verictum (którego ja nie dostałem) przeczytałem w internecie. I stąd początkowo wnosiłem, że taka modyfikacja w stosunku do tego jak działa, co wnosi, jest dość niedrogim przedsięwzięciem. Jak się później okazało myliłem się. Podobnie zresztą wiele osób. Dlaczego?

Rozmawiałem z pracownikiem salonu „Nautilus” w Krakowie i stwierdził on, że sprawa jest mu znana, bo co jakiś czas klienci ją poruszają. Niektórzy nawet występują z pretensjami, że tak drogo, bo przecież w jednej z opinii w internecie wyczytali inną cenę. Winę za to nieporozumienie ponosi pan Piotr Ryka, który na łamach blogu o tematyce muzycznej i audio „HiFi PHILOSOPHY” w artykule pod tytułem „Recenzja: Leben CS-300F w wersji Nautilus” opublikowanym 29 czerwca 2018 roku, napisał tak.

Cytat:
„… dostałem tylko do porównania Lebena CS-300F przez nich („Nautilusa” – przyp. autora) przerobionego oraz egzemplarz oryginalny, plus specyfikację techniczną różnic z jej wyceną. I w tym punkcie dobra wiadomość – to niedużo kosztuje. Cała przeróbka zamyka się kwotą 1495 PLN, a składają na nią:

kondensatory Mundorf Silver Gold Oil
rezystory Vishay
gniazdo sieciowe Oyaide
bezpieczniki Verictum”.

Koniec cytatu.

Ja za podobną modyfikację zapłaciłem prawie dwa razy więcej i nie dostałem bezpiecznika Verictum.
Cena za upgrade wzmacniacza choć wysoka, wcale nie jest efektem szybkich podwyżek w „Nautilusie”, choć za modyfikację zapłaciłem 2375 zł. I jeszcze pan serwisant mi powiedział, że zapłaciłbym więcej, bo ok. 2900 zł, ale wzmacniacz był już rozkręcony do konserwacji, więc policzyli taniej.

Pracownik „Nautilusa” wyjaśnił mi w rozmowie telefonicznej, że nigdy tak tanio nie było i nie mogło być za tego rodzaju tuning. Cena podana przez pana Rykę jest jego pomyłką, której do dziś nie sprostował. Faktem jest, że wprowadził tym w błąd wiele osób i narobił trochę zamieszania.

Za naprawę Lebena, czyli czyszczenie potencjometrów, zalanie ich specjalnym płynem (który konserwuje i poprawia styczność), poprawę gniazd, tzw. zalanie cyną ze srebrem, dla dobrego połączenia i usztywnienia ich, przegląd, pomiary, zapłaciłem dodatkowo 1470 zł.

Od pana Rafała, który jest serwisantem „Nautilusa”, ale nie każdy wie, że także współwłaścicielem firmy i salonu S4Home, dowiedziałem się przy okazji naszych rozmów telefonicznych, wielu bardzo ciekawych rzeczy o Lebenie, sprzęcie audio ogólnie oraz o podzespołach w nich stosowanych. Pan Rafał zajmuje się tymi sprawami już ponad 20 lat (może 30, już nie pamiętam). Dlatego chcąc, nie chcąc posiada ogromne doświadczenie, z którego my laicy w tej dziedzinie, możemy czerpać garściami. A ten pan chętnie się dzieli swoją wiedzą.

Wzmacniacz był upgradeowany poprzez wymianę kondensatorów i rezystorów na topowe Mundorfy. Kondensatory to wysokiej klasy Silver-Gold Oil (wystarczy spojrzeć na ceny). Rezystory są również z „górnej półki”. Po ok. 60 zł za sztukę (takie zawierające platynę i pallad). Po nagrzaniu mają straty rzędu 10% przewodności. Są oczywiście lepsze, japońskie, tracące tylko 5%, ale to już ceny ok. 170 zł za sztukę. Zwykłe, niedrogie rezystory mogą pogarszać niektóre aspekty dźwięku, takie jak np. rozdzielczość. Przy szczytowej temperaturze rezystory fabrycznie montowane w Lebenie mogą obniżać swoją przewodność nawet do 50%. To dużo.

Pan Rafał twierdzi, że w odsłuchu i relacji jakość/cena, te od Mundorfa wydają się optymalne. Bo on mając dużą wiedzę techniczną posiłkuje się także odsłuchami i wybiera to, co daje najlepszy dźwięk. Dzięki temu upgradeowanie Lebenów przez lata praktyki przeszło pewną ewolucję. I nie zawsze dawanie najdroższych elementów powoduje słyszalnie najlepsze efekty. Łatwo poprowadzić dźwięk w kierunku zbytniej ostrości, kliniczności, czy utraty soczystości i dobrej barwy, gdzie traci się płynność przekazu oraz muzykalność.

Wymienione były również przewody połączeniowe wewnątrz wzmacniacza. Ich skład z tego co się dowiedziałem, to w największym stopniu palladium plus tytan i miedź. Szybkość przepływu prądu w takich przewodach w stosunku do fabrycznych jest jak 98 do ponad 60 (sześćdziesięciu kilku mniej więcej). Zwykłym miernikiem się tego nie wychwyci, trzeba mieć taki wysokiej jakości.

Lutowanie odbywa się specjalną cyną o zawartości aż 40% srebra, co znacząco poprawia przewodność a co za tym idzie jakość sygnału.

W moim Lebenie taką cyną, jak wspomniałem wyżej, poprawiane były również wejścia RCA. Natomiast potencjometry i regulatory zostały oczyszczone i zalane specjalnym płynem czyszcząco-konserwującym, sprowadzonym z Japonii. Cały wzmacniacz został przejrzany i pomierzony. Tak, by wszystko działało zgodnie z założeniami konstruktora.
W sumie wymienione były 4 sztuki kondensatorów i 8 sztuk rezystorów, oraz gniazdo zasilające na Oyaide Power Inlet PP z platynowo-palladowymi pinami. Jako dowód upgrade posiadam fakturę i stosowny certyfikat.

Wiele osób pyta, czy warto zapłacić takie pieniądze za te zmiany. Moim zdaniem nie warto płacić takich pieniędzy, ale warto mieć taki dźwięk. To taki żart, bo oczywiście warto, jeśli kogoś nie przeraża taki wydatek.

Czeka mnie jeszcze zmiana bezpiecznika z AHP na prawdopodobnie Verictum. Ale jest taki komfort z tym, że jest możliwość jego odsłuchania i wówczas podejmę decyzję o kupnie albo odesłaniu go.

Tak na marginesie. Z tego co mi wiadomo, wzmacniacze Lebena są cenione przez ludzi doskonale orientujących się w technice lampowej. Przez tych, którzy słuchali wielu konstrukcji tego typu. I to nie jest odosobniona opinia, że tak grających wzmacniaczy jak Lebeny z serii 300 można szukać w wielu wypadkach dopiero na poziomie 20 – 25 tysięcy złotych. Mowa tu oczywiście o wzmacniaczach nie modyfikowanych.
Jedynym minusem tej konstrukcji jest stosunkowo niewielka moc. Niektórzy traktują ten fakt z góry, jakąś wymyśloną teorią, że tak słabe urządzenie (taka pchełka, jak wyczytałem „mądrości” pewnego użytkownika na jednym z forów), nie jest w stanie poprawnie napędzić większości kolumn. To nieprawda, bo przypadek Lebena CS-300XS potwierdza tezę znawców techniki lampowej, że w takich wzmacniaczach nie tyle jego moc się liczy, co wydajność prądowa, dobry zasilacz. I czasem kilkunastoma a nawet kilkoma watami można napędzić całkiem spore kolumny. O ile oczywiście nie zmusza się ich do zbyt ciężkiej pracy typu nagłośnienie bardzo dużego pomieszczenia, czy też zbyt głośne granie.

Jeśli idzie o głośność dźwięku, to zestawu używam obecnie w pomieszczeniu na poddaszu (z częściowymi skosami sufitu) o wymiarach: dł. 4,06, szer. 4.45. wys. ok.2,15 m. Powierzchnia mierzona na podłodze to 18,067 m² (wcześniej zestaw grał w niecałych 21 m2). Potencjometr ustawiony na „godzinie” 11 daje już zbyt głośny dźwięk jak dla mnie a nie słucham cicho. Zazwyczaj ustawienie na 10:00 – 10:30 to maksimum i też za głośno w wieczornych odsłuchach, gdzie potencjometr ustawiony jest na „godzinie” 9:00, czy nawet poniżej.

Zestaw audio:

Odtwarzacz Ayon CD 07 (pierwsza modyfikacja fabryczna, lampy wyjściowe zmienione na GE 7044, bezpieczniki, 6 sztuk, zmienione na złocone AHP i Hi-Fuse), odtwarzacz Unison Research Unico CD Due (bezpiecznik wewnętrzny Synergistic Research SR-20, w zasilaniu złocony Hi-Fuse), Leben CS-300XS ( w większości odsłuchów były zamontowane lampy 5751 Sylvania, wojskowe i EL-84 Philips Miniwatt, modyfikacja Nautilus plus bezpiecznik AHP „2”),
Sonus faber Electa Amator 1 na standach Sonus faber Ironwood, Kolumny RLS Callisto IV na standach Norstone Stylum (przyklejone do podstaw substancją Blu Tack).

Interkonekty Sablon Audio Panatela, przewody głośnikowe Western Electric 16GA, wcześniej Auditorium 23, zasilające Oyaide Tunami GPXe (do CD) i Furutech FP-314 AGII z rodowanymi wtykami, oraz obecnie Solid Core Audio No.2 PRO (do wzmacniacza). Filtr zasilający Shunyata Research Hydra Model 2 z przewodem Shunyata Research Venom.

Muzyka użyta do odsłuchu:
Joshua Redman – „Freedom In The Groove”
Pat Metheny Group – „Offramp”
Cassandra Wilson – „Belly Of The Sun”
Oregon – „Beyond Words”
Marcus Miller – “Tutu Revisited”
Antonin Dvořák – „Cello Concerto/Symphony No.8”. Pierre Fournier (cello)/Berliner Philharmoniker/George Szell/Rafael Kubelik.
Vivaldi – “Les Quatre Saisons” – Fabio Biondi/Europa Galante
Goran Bregović „Arizona Dream” Original Motion Picture Soundtrack
Maria Peszek – „maniasiku”
Melody Gardot – “Currency Of Man” (Limited Edition)
Abraxas – „99”
The Mars Volta – “De Loused In The Comatorium”
Kombi – „Kombi”
Test – “Test”

Jarosław Turalski

 

Views: 1987