Już jest. Mam potwierdzenie od pana Marka Majewskiego, który tylko zapieczętował moje przypuszczenia dotyczące dopieszczania okładek lakierowanych. Otóż tak… „Pronit” też miał swój udział w natryskiwaniu lakierem okładek zewnętrznych, jednakże zależało to od kilku istotnych czynników. Jednym z nich był po prostu brak lakieru w miejscu zamówienia kopert zewnętrznych oraz kwestii umownych, z których wynikało, że okładki miały być nabłyszczane, a przychodziły
w macie. Jeśli wydawca się nie godził i chciał pozostać przy „swoim” to dolakierowywano je
w „Pronicie”.
Należy pamiętać, że przez ten zabieg czas drogi płyty do klienta dodatkowo się wydłużał. Nie wszyscy chcieli wydawać w „lakierze” tym bardziej, że koszty produkcji były większe od standardowego projektu.
Jeśli płyta była chodliwa z uwagi na artystę lub repertuar to i tak sprzedała się bez względu na to
w jaki sposób koperta zewnętrzna została wykonana. A zatem nasuwa się pytanie „Po co kombinować z nabłyszczaniem? jeśli można było bez tego zaoszczędzić koszty i czas, który
w tamtym czasie był bezcenny.
W okresie PRL często brakowało podstawowych składników produkcyjnych. Czasami już na etapie zewnętrznej drukarni brakowało wykonania nabłyszczających kopert w związku z tym do „Pronitu” mogły przyjść już matowe czekające na dokończenie procesu nabłyszczania w zakładach
w Pionkach.
Okiem kolekcjonera napiszę, że sporo okładek błyszczących jest z kategorii tych okolicznościowych, przygotowywanych przez załogę „Pronitu” na specjalne okazje, dlatego całkiem prawdopodobne jest to, że część z nich była nabłyszczana w Pionkach. Niektóre, te same wydania są w różnych wersjach – i matowych, i lakierowanych, niektóre z nich mają inne loga, ale to już oddzielna historia. Dzisiaj potwierdziłem ważny etap lakierowania natryskowego, który również był wykonywany w byłych zakładach „Pronit” w Pionkach.
Przykładowe okładki nabłyszczające.
I tyle na dziś.
Do następnego!
Views: 1
NAJNOWSZE KOMENTARZE