Już od 18 lat, co roku odbywa się w Kielcach „Memorial To Miles Targi Kielce Jazz Festival”. Tegoroczne koncerty trwały od 24 do 29 września.

Wśród zaproszonych gości są tacy muzycy i zespoły ze świata jazzu jak:

  • Zbigniew Namysłowski Quintet
  • Dorota Miśkiewicz z programem PIANO.PL (Włodzimierz Nahorny, Bogdan Hołownia, Marcin Wasilewski i Atom String Quartet)
  • Daniel Toledo Quartet
  • Gary Hammond Quartet
  • Michalska & Jarzmik Quintet
  • Emil Miszk And The Sonic Syndicate
  • Cykada
  • Big Band Zespołu Szkół Muzycznych im. L. Różyckiego w Kielcach

Więcej szczegółów w linku http://jazzfestiwal.kck.com.pl/

Niestety nie byłem w stanie być na wszystkich koncertach, ale sądzę, że najważniejsze wydarzenia tego cyklu jednak mnie nie ominęły.

27 września miał miejsce występ kwintetu Zbigniewa Namysłowskiego.

Pan Zbigniew grał jak zwykle perfekcyjnie i absorbująco, mimo, że niedawno obchodził osiemdziesiąte urodziny. Jednak muzyka nie opuszcza dobry nastrój. W pewnym momencie pianista zapytał: „Gramy?” Lider odparł: „To grajcie”, czym wzbudził wesołość i oklaski u publiczności.

Wszyscy muzycy grali z dużym wyczuciem, wrażliwością, absolutnie mistrzowsko. Zresztą z Namysłowskim nie można grać inaczej. Jednak moją szczególną uwagę zwrócił pianista Sławomir Jaskułke. Bardzo lubię również jego solowe dokonania. Duże nadzieje na przyszłość wzbudziła też we mnie gra młodego perkusisty Patryka Dobosza.

Występ trwał ok. 100 minut. A wydawało się jakby jeszcze nie minęła godzina. Artyści bisowali tylko raz, choć publiczność chciała jeszcze więcej.

 

W sobotę 28 września byłem na kolejnych dwóch koncertach z cyklu Memorial to Miles.

Jako pierwszy wystąpił ośmioosobowy zespół (czyli oktet), którego liderem jest wszechstronnie wykształcony muzycznie (trąbka jazzowa, klasyczna i barokowa) trębacz Emil Miszk. Zespół grał świetnie z wielką energią i żarem. Dało się wyczuć powiew świeżości, czego niestety czasem brakuje bardziej okrzepłym formacjom. Jak na spory i młody zespół imponowało świetne zgranie i doskonały timing.

Granie tego „ansamblu” zahaczało to o bigbandowe brzmienia, to znów o King Crimsonowskie klimaty.

Pojawiały się doskonałe solówki (nie wiem, czy improwizacje) muzyków. Wyróżniał się tu oczywiście trębacz, lider zespołu Emil Miszk, saksofonista altowy Kuba Więcek i perkusista (grający dzień wcześniej ze Zbigniewem Namysłowskim) Patryk Dobosz.

Po koncercie w foyer KCK można było kupić płytę zespołu (jej tytuł to „Don’t Hesitate!”) a muzycy składali autografy. Powiedziałem panu Emilowi, że to był świetny koncert zespołu i prezentacja ciekawej, ożywczej muzyki. Podziękował, wyraźnie zadowolony.

Zapytałem, czy Patryk Dobosz gra teraz z nimi. Oświadczył, że perkusista jest tyko na zastępstwie Sławka Koryzno przebywającego obecnie w USA. Następnie zapytałem Patryka Dobosza, który właśnie przyszedł, jak to się stało, że grał ze Zbigniewem Namysłowskim. Powiedział, że to dobre pytanie. Stwierdził, że dzięki przykremu zbiegowi okoliczności (zmarł były perkusista Namysłowskiego), został nowym członkiem grupy pana Zbigniewa. Mistrz zauważył go na jednym z koncertów i tak się zaczęło. Pogratulowałem Patrykowi i życzyłem dalszych sukcesów.

Gitarzysta Michał Ziemkowski uśmiechnął się zadowolony, gdy stwierdziłem, że to był bardzo udany występ. Z ciekawością będę obserwował (przede wszystkim zaś słuchał) nowych dokonań lidera i grupy The Sonic Syndicate.

 

Drugim zespołem grającym tego wieczora był prowadzony przez lidera i kontrabasistę ekwadorskiego pochodzenia, oraz nazwany od jego imienia i nazwiska Daniel Toledo Quartet. Pozostali członkowie tej grupy to słynny „Pianohooligan”, pianista Piotr Orzechowski, nie mniej słynny perkusista Michał Miśkiewicz oraz… Kuba Więcek, który zgrał na saksofonie altowym. Momentami jego sposób gry, frazowania i intonacji, przypominał mi najlepsze dokonania Gerry Mulligana. Wiem, wiem, to jeszcze nie to mistrzostwo, ale tak mi się kojarzyło. Jego solówki łapały za serce, były niezwykle płynne, lotne i zmysłowe.

Generalnie jednak, mimo ogólnie wysokiego poziomu gry zespołu i tylu świetnych wykonawców, zabrakło tu czegoś, co by mnie porwało. Oczywiście wszyscy grali perfekcyjnie i pięknie, ale nie doznałem tu jakiegoś olśnienia. Być może zespół jeszcze za krótko ze sobą gra. Na pewno muzyka, wykonawstwo jest na bardzo wysokim poziomie. Jednak jak dla mnie najmniej charyzmatyczną postacią był tu właśnie lider.

 

Niedziela 29 września to był ostatni dzień cyklu koncertów dedykowanych pamięci Milesa Davisa. Byłem na dwóch.

Jako pierwszy zagrał zespół Cykada. To zespół brytyjski grający bardzo ciekawą muzykę. Słychać mieszankę stylów afrykańskich i inspiracje melodyką arabską („Realise”, „Ophelia’s Message”), rockiem psychodelicznym, funkiem, neosoulem. Również elektronicznymi gatunkami jak dub czy breakbeat.

Skład grupy to Jamie Benzies (gitara basowa), Tim „Chiminyo” Doyle (perkusja) oraz Tilé Gichigim-Lipere (instrumenty klawiszowe, programowanie i modyfikacja dźwięków poszczególnych instrumentów), Axel Kaner-Lidstrom (trąbka), James Mollison (sax) oraz Javi Pérez (gitara).

Muzycy grali bardzo żywiołowo, dynamicznie. Słychać było świetne opanowanie instrumentów. Towarzyszył ich grze duży feeling. Widać było, że mają do siebie sporo dystansu i poczucie humoru.

Na ekranie z tyłu sceny wyświetlane były zdjęcia Davisa. W pewnym momencie basista spojrzał na ekran i zapytał publiczności czy wiedzą jak ma na imię ten facet, bo gdzieś go już widział.

W połowie koncertu zepsuła się gitara. Javi Pérez wyszedł za kulisy wraz z panem z obsługi technicznej. Po 10, może 15 minutach pojawił się z już działającą gitarą. Muzycy podziękowali głośno panu Jackowi a gitarzysta zagrał w podzięce ognistą solówkę.

To był bardzo dobry, inspirujący i energetyczny koncert. Po występie muzycy podpisywali płyty w foyer, gdzie ja się także udałem, kupiłem płytę i zdobyłem autografy wszystkich członków zespołu. Zapytali mnie o imię i podpisali się wraz z podziękowaniami.

 

 

 

 

 

 

 

 

Następnie na scenie pojawiła się Dorota Miśkiewicz z kwarterem smyczkowym Atom String Quartet. Grali muzykę umieszczoną na płycie PIANO.PL

Wokalistkę znam od lat, bywałem na jej koncertach. Słyszę, że rozwija się muzycznie i wokalnie, co mnie bardzo cieszy.

Kwartet smyczkowy grał bardzo niekonwencjonalnie. Muzycy zamieniali się rolami solistów. Skrzypkowie grali raz jeden, raz drugi jako pierwsze skrzypce. Przy tym każdy miał smakowite solówki a ponadto wykorzystywali swoje instrumenty jako perkusjonalia, bo nie było sekcji rytmicznej jako takiej.

Na scenie kolejno, towarzysząc pani Dorocie, akompaniując jej na fortepianie, pojawiali się wielcy polscy pianiści jazzowi i kompozytorzy. Kolejno Bogdan Hołownia, Marcin Wasilewski i Włodzimierz Nahorny. Trzy różne wrażliwości i style grania. Do tego każdy z muzyków miał krótkie sekwencje improwizacyjne w danej piosence, którą wykonywał.

Wokalistka odeszła trochę od programu PIANO.PL i zaśpiewała swoją starszą piosenkę, w której się gwiżdże a gwizdała w odpowiednich momentach publiczność. Chodzi tu oczywiście o utwór „Nucę, gwiżdżę sobie”. Był też Chopin i ludowa piosenka śpiewana wspólnie z publicznością „Życzenie” („Gdybym ja była słoneczkiem na niebie”). Usłyszeliśmy też wiązankę melodii góralskich, gdzie kolejno solówkami popisywali się muzycy kwartetu smyczkowego.

Bardzo ciekawy, sympatyczny koncert. Najwyższy poziom wykonawczy i pełen luz. W przedostatnim utworze trzej pianiści zagrali razem na jednym fortepianie. Po występie kupiłem płytę i dałem wszystkim muzykom do podpisania.

Na koniec zapytałem wokalistkę, czy pamięta koncert w Sopocie w małym amfiteatrze, gdzie w pierwszym rzędzie siedziała nieżyjąca już obecnie Wanda Warska. Dorota Miśkiewicz pozdrowiła ją wówczas ze sceny, podeszła do pani Wandy. Uściskały się. „Tak, pamiętam”. Odpowiedziała pani Dorota. „Było bardzo miło”.

Na do widzenia pogratulowałem wokalistce i wszystkim muzykom świetnego występu, życzyłem też wszystkiego najlepszego.

 

Bardzo się cieszę, że jak niemal co roku, tym razem także mogłem uczestniczyć w tych niecodziennych koncertach, poznać nowych artystów i ich muzykę, podziwiać kunszt znanych mi muzyków. Pozostają wspomnienia, rozmowy, miłe gesty i muzyka na płytach.

 

Tekst i zdjęcia: Jarosław Turalski

Redagowali: Marek M. i Radek W.

Views: 55