Poniższe refleksje na kanwie płyty Fly or Die Fly or Die Fly or Die ((world war)) napisane zostały przez Wojtka. Tekst pisany do mnie jest opublikowany za Jego zgodą.
————————————————————————
Powiem Ci, że ostatnia studyjna, trzecia w kolei, pośmiertnie wydana płyta Jaimie Branch ma coś w sobie, jak i dwie poprzednie.
Jest tyle nagrań tworzonych bezustannie przez największych tuzów, których nazwiska wgniatają w fotel. Nie raz i nie dwa tworzą ci wielcy kolaboracje, nagrywając płyty jako paczka marzeń melomana. I kupuję te płyty i … i nic. Arcymistrzowie, ale i jednocześnie syte koty – jak to w życiu.
Tymczasem u Jaimie jest coś, czego nie ma na żadnej płycie choćby takiego ECM-u. Świeżość i szczerość. Również znakomici muzycy, których fantazja i entuzjazm jeszcze nie zgasły. Bogate instrumentarium, ale – co najważniejsze – osiąga ono spójny efekt. Nie ma grania dla rajcowania się dźwiękiem takim czy owakim. Jest tu m.in. marimba, wiolonczela, flet czy timpani, ale w roli służebnej muzyce.
Najważniejsze jest jednak coś, czego nie umiem nazwać. Łączący całość klej, jakaś podskórna energia.
Na koniec należy wspomnieć o wspaniale realizowanej edytorskiej stronie wydawnictw chicagowskiej wytwórni International Anthem. Świetne grafiki, paski obi, a przede wszystkim znakomite, organiczne brzmienie, niczym z taśmy. Nie jest to granie mainstreamowe i można je lubić albo nie. Mnie jednak pasuje jak cholera i tworzy świetny kontrapunkt wobec wielu nagrań wielkich współczesnych gwiazd.
P.S. Powyższe przemyślenia powstały trochę na kanwie zastanawiania się przeze mnie, dlaczego płyta AMJ „Ulotne” mi nie leży. Same wielkie gwiazdy światowej i polskiej muzyki, doskonała produkcja, wszystko dopieszczone do granic i do tego pięknie wydane. Muzyka najwyższych lotów, muzycy ekstraklasowi, ale jednak nie dla mnie całość. Dlaczego? No chyba frazes jw. napisałem: „dopieszczone do granic” odpowiada na moje pytanie. Stawiam tezę, że Marcin Kydryński przedobrzył, przepieścił, przesłodził. Jego drużyna gwiazd nie była w stanie zagrać w sposób szczery, dźwiękiem prosto z trzewi. Zaś dzieciaki w dresach z Chicago to potrafią. Pozostaje tylko pytanie do słuchacza, czy woli piękno brzmienia dopieszczonego, czy wynikającą ze szczerości wypowiedzi ulotną transcendencję muzyki.
———————————————————————
Nic dodać, nic ująć. Podpisuję się obiema rękami pod tym co wyżej napisał Wojtek.
Pozdrawiam Marek
Views: 13
NAJNOWSZE KOMENTARZE