W latach 70 mieliśmy tylko namiastkę, substytut wolności. Fakt w erze gierkowskiej było nieco lżej żyć niż w dekadach wcześniejszych. 

Jednak nadal wolność słowa była pustym sloganem a życie codzienne dalekie było od normalności. Urzędnicy wszelkiej maści, tzw. nowonauczyciele przesiąknięci byli komunistycznym bolszewizmem. Owszem studia, nauczanie podstawowe, przedszkola, wczasy w FWP, sanatoria były niemal darmowe, jednak to nie rekompensowało nam tego, że codzienność była szara, nijaka, ocenzurowana jak to tylko było możliwe. Często rodziny borykały się z problemami, które dla współczesnych są nie do pojęcia, wręcz niewyobrażalne (bieda była większa niż obecnie – żyła sobie w ukryciu, zasłonięta komunistyczną propagandą) a przez żyjących jeszcze potomków lub byłych komunistów bagatelizowane i ośmieszane. 

Owszem były próby wychylania się ponad tzw. równo przystrzyżoną trawę, choćby w sztuce teatralnej (Szajna, Kantor), w muzyce (jazz, big beat), jednak nadal było to pod kontrolą. Wieści zza żelaznej kurtyny dochodziły w wersji szczątkowej, często zniekształconej, we właściwej dla ówczesnych mediów zinterpretowanej postaci. Wszelkie bunty były w zarodku tłumione dosyć krwawo. Pamiętamy (wielu wie o tym z historii), 1956 rok, czy lata 80.

W takiej rzeczywistości przyszło żyć polskiej młodzieży. Wielu dostosowywało się, korzystało z dóbr i stanowisk swoich rodziców. Teraz chodzą dumni i bladzi i lansują fałszywy obraz samych siebie, zakłamany i podły. Ba nadal, wiemy jak i dlaczego, korzystają z przywilejów im wówczas nadanych.

Były różne grupy młodzieży. Byli tak zwani git ludzie. Twór sztuczny i wyprodukowany na gruncie polskiej przestępczości, nawet myślę, że popierany przez komuchów. Było też kilka innych, nazwijmy je ugrupowań młodzieżowych, czy styli życia.

W tym tyglu komunistycznej rzeczywistości byli też polscy hippisi. Grupa zbuntowanej młodzieży. Szczerze powiedziawszy był to przejaw buntu, lecz wyrosły zupełnie na innym gruncie, na innej płaszczyźnie politycznej, ekonomicznej, socjalnej, niż miało to miejsce na zachodzie, gdzie młodzież buntowała się przeciwko stylowi życia przeciwko światu dorosłych, wszelkim instytucjom (rodzinie, kościołowi, szkole, zakładowi pracy, szefom) wszelkiej rywalizacji, pieniądzowi, wojsku, wojnie, normom, zakazom, hipokryzji, konwencji ubioru, własności prywatnej.

Stąd też wziął się inny styl bycia, życia hippisów, inny styl ubierania. Hippisi nie tolerując własności prywatnej, pieniądza, rutyny, również w życiu partnerskim zakładali komuny, starali się sami utrzymywać, ubierali się w sposób zupełnie inny niż współczesna im młodzież. Wykreowali własną modę (kwieciste koszule, spodnie z rozszerzoną u dołu nogawką, czyli tzw. „dzwony”, długie włosy, kwiaty wplatane we włosy, itd.) Taki styl ubierania, muzykę, sztukę (w tym malarstwo, film) przejęła od hippisów współczesna im młodzież oraz tzw. establishment, czyli ludzie kultury.

Hippisi, aby stać się niezależnymi zakładali, o czym wspomniałem tzw. komuny, które utrzymywały się same. Zajmowały się produkcją żywności, hodowlą zwierząt. 

Negatywnym aspektem tego ruchu, bo tak można go nazwać były substancje psychoaktywne i rozwiązłość seksualna. Niestety ojciec założyciel tego ruchu Timothy Leary, wykładowca psycholog wyrzucony w 1967 roku z Harvardu, wykładowca psychologii był orędownikiem LSD. Jego idee jak widać szybko rozprzestrzeniły się po całym świecie zachodnim. 

Ideologia hippis – dzieci kwiatów, jak ich nazywano – dotarła też do Polski. 

Jednak w tej siermiężnej rzeczywistości, o czym wyżej wspominałem, miała ona inny charakter. Próby przeszczepienia jej w pełni na grunt polski i krajów byłego bloku komunistycznego często kończyły się fiaskiem. 

Na naszym gruncie ówczesne władze na czele z towarzyszem Gomułką i jego zausznikami nazywali polskich hipisów chwastami, brudasami, kudłaczami. Milicja infiltrowała środowiska polskich hipisów, byli oni na każdym kroku zwalczani i tępieni, głównie w szkole i na uczelniach. Była specjalna grupa w milicji zajmująca się hipisami.

Od połowy 1970 r. funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa inwigilowali hipisów w Polsce w ramach operacyjnego rozpracowywania, które nosiło kryptonim „Kudłacze”.

W Warszawie dowodził nimi Bogdan P., podporucznik SB. W drugiej połowie lat 70, po ukończeniu prawa „zajął się ochroną” środowiska dziennikarzy. Jak widać spec pełną gębą.

Do dziś nie zrozumiałe jest, dlaczego władze komunistyczne zwalczały tak mało znaczącą grupę młodzieży, jakąś niegroźną dla państwa subkulturę. Cóż takie były założenia autorytarnego państwa realnego socjalizmu, czyli za wszelką cenę wytropić i zlikwidować, które starało się tropić przejawy społecznej niezależności. 

Polscy hipisi mieli w głębokim poważaniu politykę, społeczeństwo, normy i zasady wówczas panujące. Nie akceptowali kłamstwa, krętactwa i obłudy.  Nie identyfikowali się też z Kościołem, choć pewne kręgi hipisów współpracowały z polskim Kościołem i w pewnym sensie były przez Kościół przygarnięte. Odrzucali wszelkie przywileje, identyfikowali się i solidaryzowali się z ludźmi będącymi na marginesie ówczesnego społeczeństwa, ludźmi odrzuconymi, bezdomnymi, biednymi, czy włóczęgami. Dla ówczesnego świata kultury i sztuki polscy hipisi byli inspiracją. Zdarzyło się, że współpracowali z takimi sławnymi artystami jak Kantor, Grotowski, Stażewski, Kwiek/Kulik, Warpechowski, Broll, Urbanowicz.

 Ówczesny ideolog ruchu hipisowskiego w Polsce, „Prorok”, czyli Józef Pyrz mówił, że „wtedy liczyło się to, że mieliśmy swobodę mówienia, myślenia, rozwoju duchowego. Że wątpimy, że zadajemy pytania… Hipis to człowiek zawsze otwarty. Nie tolerancyjny, lecz otwarty. Ktoś, kogo życie jest ciągłym procesem”.

Przeciętny obywatel Naszego Kraju reagował niechęcią i oburzeniem na widok hipisa, a to ze względu na odmienne od wówczas przyjętego zachowanie, styl życia, ubiór. W pewnych kręgach hipisi spotykali się z podobną, jak ze strony komunistycznych władz państwowych krytyką i wręcz wrogością. Bywało, że ówcześni „obywatele”, którzy potem często tego się wstydzili lub pracowali potem, jako zwykli robole na „zgniłym zachodzie”, opluwali hipisów, wyzywali. Często też milicja robiła na spotkania hipisów naloty, akceptowała i inspirowała napady na hipisów urządzane przez grupy kryminalistów, tzw. „garowników” lub wspomnianych
„git ludzi”.

Bezpieka miała też na oku ludzi kultury, którzy sprzyjali ruchowi hipisów. Mam tu na myśli członków Związku Literatów Polskich, m.in. Stanisławę Zakrzewską. Inwigilowała ludzi wyrażających publicznie poparcie dla ruchu, jak wybitnego krytyka literackiego Artura Sandauera, redaktora „Więzi” Andrzeja Wielowieyskiego oraz księdza Adama Bonieckiego.

Niestety polscy hipisi nie doczekali się muzyki, którą można w sposób jednoznaczny połączyć z tym ruchem. Jak wspomina w swoich licznych wywiadach oraz w rozmowie dla „Kuriera Porannego” Kamil Sipowicz, filozof, malarz i pisarz, w Polsce zespołów typowo hipisowskich właściwie nie było. I tu się z nim w zupełności zgadzam. Żyliśmy, że się tak wyrażę głównie muzyką z Wysp Brytyjskich czy USA. W rozmowie Sipowicz wspomina jedynie o „Grupie w Składzie”, „Zdroju Jana” i „74 Grupie Biednych”. Wspomina też Klan i ich kultowy album „Mrowisko”, Tadeusza Nalepę i wersy z jego niektórych kompozycji, choćby ten: „trzymam królika w dłoni i głaszczę jego sierść”. Jego zdaniem jest to symbol narkotycznej podróży po LSD. Tak na prawdę założona w 1971 roku grupa Ossjan wydaje się być najbliższa hipisowskiej idei muzyki swobodnej, ekspresyjnej, improwizowanej, pełnej duchowości. Mam w swoich zbiorach wszystkie płyty winylowe wydane przez Ossjan. Wspomnieć warto też trzeba o grypie Dżem, która powstała w 1974 roku. W ich twórczości można doszukać się pewnych powiązań z ruchem hipisowskim lat 70-80.


Widok z lotu ptaka na farmę Maxa Yasgura w Bethel, na której zorganizowano festiwal Woodstock w 1969 roku


Występ Joego Cockera podczas festiwalu Woodstock w 1969 roku zdjęcie ze sceny

Najbardziej kuriozalnym jest to, że amerykańska prawica uważała swoich hippisów za piątą kolumnę ideologii komunistycznej, zaś propaganda komunistyczna w Polsce za dywersję ze strony państw kapitalistycznych. Paranoja w czystej postaci. 

Tak w skrócie telegraficznym o tej subkulturze, która w naszym Kraju doczekała się niewielu opracowań. A może się mylę? 

Na koniec dodam, że wielu spośród ówczesnych polskich hipisów później zostali i są lekarzami, artystami, nauczycielami, psychologami, prawnikami, pisarzami, działaczami społecznymi, dziennikarzami ba nawet politykami (Ryszard Terlecki).

A co z git ludźmi? Są w przytłaczającej większości w tym samym miejscu, gdzie byli na początku zarówno pod względem społecznym, zawodowym, a przede wszystkim intelektualnym.

Marek
Na podstawie własnych wspomnień i internetu.

Ciekawostki:
Para z okładki płyty Woodstock 69′ po 50 latach nadal jest razem.

Legenda wśród gitar – Stratocaster

Replika legendarnej Izabelli Jimiego Hendrixa, fot. Fender Custom Shop.
Dla mnie, zwłaszcza Izabella, jest symbolem czasów. Występ Hendrixa podczas Woodstocku ’69 oraz cała końcówka tamtej dekady na zawsze zmieniły świat – tak muzycznie, jak i kulturowo.”
– Mike Lewis, Fender Custom Shop
To właśnie na Izabelli wirtuoz gitary – jak niektórzy mówią gitarowej psychodelii odegrał 18 sierpnia 1969 na Woodstock prawdopodobnie najbardziej
kontrowersyjną wersję amerykańskiego hymnu.

 Na wyciągu.

Tym się jeździło. :))

Views: 2386