Szedł wzdłuż chodnika. Deszcz nieprzerwanie od trzech dni napierał z siłą osiemdziesięciu kilometrów na godzinę, przynajmniej tak podali w wiadomościach. Wiedział, że powinien iść dalej od jezdni, ale wichura spychała go ku krawężnikowi. Parasol musiał wyrzucić pięć minut wcześniej, ustąpił sile wiatru, wywrócił na drugą stronę, nie było mowy o naprawie. Szkoda tym większa, że dostał go w prezencie od przyjaciela wracającego z Londynu.

Brexit pokrzyżował plany nie jemu jednemu, trzeba się przeprosić ze stara ojczyzną i układać sobie życie na nowo… krok za krokiem w apokaliptycznej ulewie zbliżał się do celu, deszczówka znalazła sobie odpływ i przesiąkała mu za kołnierzem na plecy. Co za lichooo, ale nie dokończył myśli, najpierw usłyszał pisk opon, następnie poczuł silne uderzenie w biodro, odbił się parę metrów, będąc jeszcze w locie mignęła mu w grymasie przerażenia, twarz za kierownicą, padł na zalaną kałużami jezdnię. Fack, do cholery, a niech to, sheet…

Wszystko do koła działo się bez jego ingerencji, ktoś nad nim coś mówi, ktoś inny krzyczy do swojego komunikatora, jakaś kobieta dostała spazmów, padła na kolana, zaczęła modlić, deszcz zalewał jej twarz, rozpływający makijaż przemienił jej wyraz w płaczącego arlekina…

– wezwijcie karetkę! Ktoś inny woła…

Poczuł chwyt za ramię, coś lub ktoś uniósł go z jezdni, postawiło na nogi, usłyszał szept…

– nie oglądaj się i idź tam, wskazał przystanek tramwajowy… Oniemiały, obolały, półprzytomny jak na rozkaz szedł posłusznie ku przystankowi. Deszcz nie ustawał. Podjechał tramwaj, zanim wsiadł obejrzał się za siebie, tłum stał tam nadal, ludzie pochylali się nad leżącą postacią… dzwonek go ponaglił, pokonał stopień i zajął miejsce w końcu wagonu, po stronie prawej przy oknie.

Analizował to co się stało, pogładził się po biodrze, ale o dziwo nie czół żadnego bólu. Pojazd ruszył, w tle pojawiła się zapowiedź kolejnego przystanku, ale nie słuchał, popłynęła muzyka. Dźwięki powoli zaczynały dobiegać do jego świadomości, wnikać w jaźń. To przecież, tak, taak znam tę melodię… jest smutniejsza niż marsz pogrzebowy Chopina, to jest… tak, „Adagio for Strings”, uznawane za najsmutniejszy kawałek muzyki na świecie…

Adagio for Strings zostało ukończone w 1936 roku w Rzymie. Utwór został wykonany po raz pierwszy 5 listopada 1938 roku przez NBC Symphony Orchestra, w audycji radiowej radia Studio 8H w Rockefeller Center w Nowym Jorku z udziałem zaproszonej publiczności. Dyrygentem był Arturo Toscanini.

– umarł ktoś? co oni nadają w tramwaju ludziom, w czasie pandemii? Myślał intensywnie… smutne, piękne, przeszywające, unoszące.

Utwór został w ankiecie BBC wybrany najsmutniejszym utworem w historii. Adagio było wykonywane m.in. podczas ceremonii pogrzebowych Franklina D. Roosevelta, Johna F. Kennedy’ego, Alberta Einsteina i po wydarzeniach 11 września 2001. Utwór był również grany 9 stycznia 2015 roku przez około 150 muzyków na Trafalgar Square po zamachu terrorystycznym na redakcję Charlie Hebdo.

Muzyka trwała, pojazd mknął przez zalane ulice, nie zatrzymał się na przystanku, adagio brzmiało dalej. Pamiętam, utwór trwa osiem minut. Na wyświetlaczu nad głowami pasażerów widniał tytuł utworu i zegar cofający się najwyraźniej, 4,07; 406; 4,05… co jest u diabła co się dzieje? Gdy zegar wskazywał 1,03 Tramwaj zwolnił, z głośników popłynęła zapowiedź …

– następny przystanek – Agnus Dei / Samuel Barber; 8,40

Przystanek zaczął znikać za plecami, popłynęła muzyka. To ciekawe, ktoś pomyślał, pozostało pochwalić pomysłodawców, genialne. Przystanki nazwane tytułami utworów klasyki, przystanki oddalone od siebie według czasu trwania utworów… 5,09; 5,08; 5,07… Rozejrzał się po mijanych ulicach, przejeżdżają akurat przez pl. Bankowy, w myślach powtarzał słowa pieśni Agnes Dei:

Agnus Dei,
Qui tollis peccata mundi,
Miserere nobis.

Agnus Dei,
Qui tollis peccata mundi,
Miserere nobis.

Agnus Dei,
Qui tollis peccata mundi,
Dona nobis pacem.

Baranku Boży

On gładzi grzechy świata;

Amen.

Baranku Boży

On gładzi grzechy świata;

Amen.

Baranku Boży

On gładzi grzechy świata;

Daj nam spokój.

Baranek Boży (łac. Agnus Dei) – tytuł, którego w Nowym Testamencie używał wobec Jezusa Chrystusa Jan Chrzciciel (J 1, 29). Jest to odwołanie do nauki starotestamentowej, w której baranek jest ofiarą składaną Bogu i ważnym elementem celebracji święta Paschy (Wj 12, 1-11). Baranek Boży symbolizuje ofiarę Jezusa na krzyżu, którą złożył dla odkupienia ludzkości (Iz 53, 7).

Zbliżał się do ul. Okopowej, a niech to, powinienem wysiąść, ale właśnie zapowiedziano; „następny przystanek – Missa Ut Re Mi Fa Sol La / Palestriny”, co tam, najwyżej zawrócę, taka okazja nie często się zdarza, czas 3,23; 3,22; 3,21… Tym razem, rozejrzał się po wagonie, nikogo, on sam i muzyka. Można się zagubić w dźwiękach płynącej mszy, Palestrina komponował przede wszystkim muzykę religijną. Był kompozytorem bardzo płodnym – znane są 104 msze (4-8 głosowe), około 370 motetów, około 70 hymnów, 35 magnificatów, po kilka lamentacji i litanii, około 140 madrygałów. Pierwsza, pełna edycja jego dzieł pochodzi z lat 1862-–1907, obejmuje 33 tomy. Jego utwory reprezentują typowe gatunki muzyki XVI wieku, odzwierciedlające jego związek z papiestwem oraz tendencje stylistyczne powstałe w rezultacie postanowień soboru trydenckiego.

Zanurzył się w muzyce, w myślach. Co ja robię w tym pojeździe, gdzie jadę. Nad głowami wyświetla się zapowiedź; „Nocturne No 2 in E Flat Major Op. 9 No 2 / Chopin” czas 63 min. Jedziemy dalej, pojazd nie zwalnia, nie zatrzymuje się, zaczyna mu świtać w głowie, poczucie de ja vie. Rozgląda się za oknem, ale przestaje rozpoznawać okolicę, jest wyraźnie szaro, ciemniej na dworze, wjeżdżają we mgłę, coraz bardziej gęstą. Muzyka płynie, czas na wyświetlaczu stanął, tylko muzyka i on. Za oknami mrok i gęsta mgła, że nic nie widać. Postanowił się podnieść i skierował do motorniczego, zapytać co on widzi w nieprzeniknionej przestrzeni za oknem. Wagonem rzucało nieco na boki, krok za krokiem w rytm nokturnu, powoli zbliżył się do początku. Na siedzeniu, gdzie powinien siedzieć motorniczy, pusto, pustka, przerażająca pustka. Muzyka ucichła, wagon mknął nadal w przepastną mgłę… nie ma już nic, ale warto było upaść dla takiej muzyki, dla sztuki…

Artur Różański

Ps. Nie śmiałem pozbawiać melomanów radości z wyszukania przytoczonych utworów, pominąłem linki.
Poza tym ja żyję i mam się dobrze. Może spotkamy się kiedyś w moim czarodziejskim wagonie…

 

Views: 0